Tag: Szymborska

Poetry

December 14 – Poetry Reading by Wisława Szymborska

To be a boxer, or not to be there
at all. O Muse, where are our teeming crowds?
Twelve people in the room, eight seats to spare
it’s time to start this cultural affair.
Half came inside because it started raining,
the rest are relatives. O Muse.
The women here would love to rant and rave,
but that’s for boxing. Here they must behave.
Dante’s Infemo is ringside nowadays.
Likewise his Paradise. O Muse.

Oh, not to be a boxer but a poet,
one sentenced to hard shelleying for life,
for lack of muscles forced to show the world
the sonnet that may make the high-school reading lists
with luck. O Muse,
O bobtailed angel, Pegasus.

In the first row, a sweet old man’s soft snore:
he dreams his wife’s alive again. What’s more,
she’s making him that tart she used to bake.
Aflame, but carefully-don’t burn his cake!
we start to read. O Muse.

Translated by Stanislaw Baranczak and Clare Cavanagh

Muzo, nie być bokserem to jest nie być wcale.
Ryczącej publiczności poskąpiłaś nam.
Dwanaście osób jest na sali,
już czas, żebyśmy zaczynali.
Połowa przyszła, bo deszcz pada,
reszta to krewni. Muzo.

Kobiety rade zemdleć w ten jesienny wieczór,
zrobią to, ale tylko na bokserskim meczu.
dantejskie sceny tylko tam.
I wniebobranie. Muzo

Nie być bokserem, być poetą,
mieć wyrok skazujący na ciężkie norwidy,
z braku muskulatury demonstrować światu
przyszłą lekturę szkolną-w najszczęśliwszym razie-
o Muzo. O Pegazie,
aniele koński.

W pierwszym rządku staruszek slodko sobie śni,
że mu żona nieboszczka z grobu wstała i
upiecze staruszkowi placek ze śliwkami.
Z ogniem, ale niewielkim, bo placek się spali,
zaczynamy czytanie. Muzo.

Poetry

June 27 – I Am Too Near by Wisława Szymborska

I am too near to be dreamt of by him.
I do not fly over him, do not escape from him
under the roots of a tree. I am too near.
Not in my voice sings the fish in the net,
not from my finger rolls the ring.
I am too near. A big house is on fire
without me, calling for help. Too near
for a bell dangling from my hair to chime.
Too near to enter as a guest
before whom walls glide apart by themselves.
Never again will I die so lightly,
so much beyond my flesh, so inadvertently
as once in his dream. Too near.
I taste the sound, I see the glittering husk of this word
as I lie immobile in his embrace. He sleeps,
more accessible now to her, seen but once
a cashier of a wandering circus with one lion,
than to me, who am at his side.
For her now in him a valley grows,
russet-leaved, closed by a snowy mountain
in the bright blue air. I am too near
to fall to him from the sky. My scream
could wake him up. Poor thing
I am, limited to my shape,
I who was a birch, who was a lizard,
who would come out of my cocoons
shimmering the colors of my skins. Who possessed
the grace of disappearing from astonished eyes,
which is a wealth of wealths. I am near,
too near for him to dream of me.
I slide my arm from under the sleeper’s head
and it is numb, full of swarming pins,
on the tip of each, waiting to be counted,
the fallen angels sit.

Translation is unattributed

angel

Jestem za blisko, żeby mu się śnić.
Nie fruwam nad nim, nie uciekam mu
pod korzeniami drzew. Jestem za blisko.
Nie moim głosem śpiewa ryba w sieci.
Nie z mego palca toczy się pierścionek.
Jestem za blisko. Wielki dom się pali
beze mnie wołającej ratunku. Za blisko,
żeby na moim włosie dzwonił dzwon.
Za blisko, żebym mogła wejść jak gość,
przed którym rozsuwają się ściany.
Już nigdy po raz drugi nie umrę tak lekko,
tak bardzo poza ciałem, tak bezwiednie,
jak niegdyś w jego śnie. Jestem za blisko,
za blisko. Słyszę syk
i widzę połyskliwą łuskę tego słowa,
znieruchomiała w objęciu. On śpi,
w tej chwili dostępniejszy widzianej raz w życiu
kasjerce wędrownego cyrku z jednym lwem
niż mnie leżącej obok.
Teraz dla niej rośnie w nim dolina
rudolistna, zamknięta ośnieżoną górą
w lazurowym powietrzu. Ja jestem za blisko,
żeby mu z nieba spaść. Mój krzyk
mógłby go tylko zbudzić. Biedna,
ograniczona do własnej postaci,
a byłam brzozą, a byłam jaszczurką,
a wychodziłam z czasów i atłasów
mieniąc się kolorami skór. A miałam
łaskę znikania sprzed zdumionych oczu,
co jest bogactwem bogactw. Jestem blisko,
za blisko, żeby mu się śnić.
Wysuwam ramię spod głowy śpiącego,
zdrętwiałe, pełne wyrojonych szpilek.
Na czubku każdej z nich, do przeliczenia,
strąceni siedli anieli.

Poetry

March 21 – A Word on Statistics by Wisława Szymborska

Out of every hundred people,
those who always know better:
fifty-two.

Unsure of every step:
almost all the rest.

Ready to help,
if it doesn’t take long:
forty-nine.

Always good,
because they cannot be otherwise:
four — well, maybe five.

Able to admire without envy:
eighteen.

Led to error
by youth (which passes):
sixty, plus or minus.

Those not to be messed with:
four-and-forty.

Living in constant fear
of someone or something:
seventy-seven.

Capable of happiness:
twenty-some-odd at most.

Harmless alone,
turning savage in crowds:
more than half, for sure.

Cruel
when forced by circumstances:
it’s better not to know,
not even approximately.

Wise in hindsight:
not many more
than wise in foresight.

Getting nothing out of life except things:
thirty
(though I would like to be wrong).

Balled up in pain
and without a flashlight in the dark:
eighty-three, sooner or later.

Those who are just:
quite a few, thirty-five.

But if it takes effort to understand:
three.

Worthy of empathy:
ninety-nine.

Mortal:
one hundred out of one hundred —
a figure that has never varied yet.

Translated from the Polish by Joanna Trzeciak from The Atlantic Monthly; May 1997; A Word on Statistics; Volume 279, No. 5; page 68.

statistics

Na stu ludzi
wiedzących wszystko lepiej
– pięćdziesięciu dwóch;

niepewnych każdego kroku
– prawie cała reszta;

gotowych pomóc,
o ile nie potrwa to długo
– aż czterdziestu dziewięciu;

dobrych zawsze,
bo nie potrafią inaczej
– czterech, no może pięciu;

skłonnych do podziwu bez zawiści
– osiemnastu;

żyjących w stałej trwodze
przed kimś albo czymś
– siedemdziesięciu siedmiu;

uzdolnionych do szczęścia
– dwudziestu kilku najwyżej;

niegroźnych pojedynczo,
dziczejących w tłumie
– ponad połowa na pewno;

okrutnych,
kiedy zmuszą ich okoliczności
– tego lepiej nie wiedzieć
nawet w przybliżeniu;

mądrych po szkodzie
– niewielu więcej
niż mądrych przed szkodą;

niczego nie biorących z życia oprócz rzeczy
– czterdziestu,
chociaż chciałabym się mylić;

skulonych, obolałych
i bez latarki w ciemności
– osiemdziesięciu trzech
prędzej czy później;

godnych współczucia
– dziewięćdziesięciu dziewięciu;

śmiertelnych
– stu na stu.
Liczba, która jak dotąd nie ulega zmianie.